W drugiej połowie września zaczęły pojawiać się pogłoski o tym, że koncern motoryzacyjny Volkswagen oszukiwał podczas testów sprawdzających emisję szkodliwych substancji przez silniki zamontowane w wybranych modelach samochodów.
O co chodzi
Pierwsze pogłoski na temat rzekomego oszustwa pojawiły się dokładnie 18 września tego roku. To wtedy New York Times opublikował artykuł, w którym opisał zarzuty wystosowane przez amerykańską Agencja Ochrony Środowiska pod adresem marki Volkswagen. Agencja zarzuciła koncernowi oszustwa podczas testów sprawdzających emisję szkodliwych spalin przez wybrane modele silników i poparła swoje słowa dowodami.
Mówi się, że lekkie naginanie wyników testu jest powszechnie stosowaną przez producentów samochodów praktyką – tym bardziej, że normy ustalone przez amerykańską Environmental Protection Agency są bardzo rygorystyczne. Eksperci twierdzą jednak, że koncern Volkswagen poszedł o wiele dalej.
Pojawiają się głosy, że wyniki uzyskane w testach podczas badania silników marki są zaniżone nawet czterdziestokrotnie w porównaniu ze stanem rzeczywistym. Volkswagenowi zarzuca się stosowanie specjalnego oprogramowania, które w warunkach zbliżonych do testów EPA znacznie obniżało emisję niektórych szkodliwych substancji. Proceder ten miał trwać nawet siedem lat.
Kierownictwo Volkswagena wyraziło olbrzymie zaskoczenie w związku z informacjami przekazanymi przez New York Timesa. Prezes firmy powiedział, że on, podobnie jak reszta kadry i pracowników koncernu, nie miał pojęcia o nielegalnym procederze. Obiecał, że winni zaistniałem sytuacji zostaną czym prędzej znalezieni i surowo ukarani.
Volkswagenowi grożą obecnie olbrzymie kary finansowe (nawet 37 500 dol. za każdy samochód sprzedany w USA – w sumie prawie 19 mld dol.). Straty jakie koncern odnotował na giełdzie wynoszą ponad 30 mld dolarów.
Problem, o którym mowa, dotyczyć może nawet 11 milionów samochodów marki Volkswagen na całym świecie, wyprodukowanych między 2008 i 2015 rokiem. Znajdują się wśród nich takie modele, jak Jetta, Beetle, Audi A3 i Golf (modele od 2009 do 2015 roku) oraz Passat (modele z 2014 i 2015 roku). Wszystkie z nich posiadają silnik typu EA 189.
Po odkryciu szokującego procederu amerykańska Environmental Protection Agency rozszerzyła swoje badania na inne modele silników montowane w samochodach marki Volkswagen. Pokazały one, że producent w innych przypadkach również naginał nieco normy, ale nie w sposób tak drastyczny, jak w przypadku silnika EA 189.
Co to znaczy dla posiadaczy Volkswagenów?
Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska podała, że wysoka emisja szkodliwych substancji nie zagraża w sposób bezpośredni użytkownikom modeli z silnikiem EA 189. Przyczynia się ona jedynie do silnego zanieczyszczenia środowiska.
Trzeba jednak pamiętać o tym, że Wielka Brytania ma obecnie bardzo duże problemy ze spełnieniem norm czystości powietrza narzuconych przez Unię Europejską. Ostatnie badania czystości powietrza przeprowadzone w 2013 roku wykazały, że w Bournemouth zanieczyszczenie środowiska spowodowane spalinami emitowanymi przez silniki diesla i na gaz przekracza dopuszczalne limity.
W jednym z raportów sporządzonych przez organizację Transport & Environment czytamy, że aż dziewięć na dziesięć samochodów z silnikiem diesla wyprodukowanych na terenie UE przekracza obowiązujące normy.
W tej chwili posiadacze samochodów marki Volkswagen mogą spać spokojnie. Nie ma dowodów na to, że samochody produkowane w Wielkiej Brytanii i trafiające na tutejszy rynek również posiadają oprogramowanie obniżające spalanie na czas trwania testów. Dalsze badania sprawdzające to będą jednak prowadzone.
Spór toczy się w zasadzie na linii Volkswagen – władze. Dopóki silniki typu EA 189 będą pracować prawidłowo, nie ma powodów do obaw. Wszystkie parametry (poza emisją substancji szkodliwych) odpowiadają temu, co deklaruje producent.
Volkswagen poinformował, że jeśli właściciele samochodów tej marki będą musieli podjąć jakiekolwiek działania, skontaktuje się z nimi osobiście.